Siedziałem w tym szpitalu przy Karolinie po głowie krążyły mi coraz gorsze myśli. Nawet nie wiedziałem co oni jej tam robili i kto to w ogóle był. Chciałem jak najszybciej stanąć oko w oko z nimi i popatrzyć w ich bestialskie oczy. Starałem się jakoś trzymać ze względu na Kubusia, który cały czas pytał gdzie jest mama postanowiłem narazie mu o niczym nie mówić. On jest jeszcze malutki to wielu rzeczy nie rozumie poprostu jest mi go szkoda, że znalazł się w takiej sytuacji, że może stracić matkę, a ja najukochańszą żonę.
Wiem, że wszyscy robią co mogą, aby znaleźć tych skurwys***w tylko czy zdążą ma czas. Minęło kilka dni oni tak naprawdę mogą być niewiadomo jak daleko stąd. Dlaczego ona mi o tym wszystkim nie powiedziała ? Modlę się tylko, żeby wyszła z tego z resztą sobie jakoś poradzimy. Spędzałem tak prawie całe dni nawet wziąłem wolne w pracy, żeby być przy niej. Codziennie przewijało się przez sale kilku kolegów z pracy. Wszyscy się martwili jednak nie to najważniejsze jej rodzice nawet nie pofatygowali się przyjść i jej odwiedzić ba nawet nie zebrali się, żeby zadzwonić. Przecież to wszystko ich wina, byłem u nich i mi nic nie powiedzieli chyba nigdy im tego nie wybaczę. Jednak pewnego dnia zjawili się, ale postanowiłem ich wcale nie szczędzić.
- Jak ona się czuje ? - usłyszałem głos teściowej.
- To wszystko przez was - powiedziałem coraz bardziej łamiącym się ze smutku głosem.
- O czym ty mówisz ? - zapytał oburzony ojciec Karoliny.
- Jakbyś cię się nie pakowali w kłopoty to ona była by zdrowa ! - mówiłem podniesionym tonem.
- Chyba się zapominasz - teść cały czas uparcie bronił swojej żony, która płakała.
- Ciekawe gdzie jest ta cała Ewka pewnie śpi gdzieś naćpana albo na spotkaniu tej pierdolo**j sekty siedzi - byłem taki wściekły, że miałem ochotę przywalić temu staremu osiołowi tak mnie denerwował.
- Nie ja nie mam zamiaru tego słuchać wychodzimy - odparł i napięcie ruszył od drzwi wyjściowych z sali.
- A idźcie w cholerę ! - krzyknąłem za nimi.
Usiadłem z powrotem przy jej łóżku złapałem za rękę i patrzyłem na nią taką bladą, podpiętą do tysiąca różnych kabelków. Miałem ochotę beczeć, ale jak się rozkleje to będzie tylko gorzej. Nie mogłem sobie na to wtedy pozwolić.
- Kocham cię wróć do nas proszę - nadal trzymałem ją za rękę i co chwila oddawałem na nią pocałunek.
Tego dnia miałem wrócić do pracy. Jeszcze przed nią postanowiłem pojechać do Karoliny zobaczyć czy wszystko w porządku i chwilę przy niej posiedzieć, poopowiadać o wszystkim. Z domu wyszłem około 07:00 udałem się do samochodu i pojechałem do szpitala. Przywitałem się z pielęgniarkami, które już znały mnie po imieniu po czym skierowałem się do sali Karoliny.
- Cześć kochanie - wyszeptałem i jak zawsze złapałem ją za rękę ,bo na tylko tyle mogę sobie jak narazie pozwolić.
Była już prawie 08:00 więc musiałem się zbierać, bo komendantka znowu będzie miała pretensje. Wtedy zaczęło się dziać coś dziwnego. Wszystkie komputerki zaczęły piszczeć na sali zrobiło się tłoczno, a ja spanikowany i zszokowany zostałem wyproszony na korytarz. Stałem przed tą szybą i gapiłem się jak oni ją ratują. Dotarło do mnie, że ona może umrzeć. Wtedy też spełniły się moje najczarniejsze scenariusze. Ona odeszła ode mnie...
Obudziłem się z krzykiem przerażonym wzrokiem popatrzyłem na Karolinę. Ten sen był taki realny, że nie mogłem długo dojść do siebie. Wydawało mi się, że to stało się naprawdę, że ona umarła. Wtedy zadzwonił mój telefon- dzwonił Krzysiek.
- Dopadliśmy tych gnoi - powiedział uradowany.
- Już się bałem, że ich nigdy nie znajdziecie - była to jedna z najlepszych informacji tego dnia, a czekała mnie jeszcze lepsza.
- Muszę kończyć. Wpadnie do was po robocie - rozłączył się, a ja w trochę lepszym nastroju dalej czuwałem przy jej łóżku.
- Kochanie złapali ich nie musisz się już bać. Słyszysz ? - mówiłem szeptem tak jakbym chciał, żeby nikt tego nie usłyszał tylko ona. W sumie nawet nie wiem czemu tak zrobiłem.
Wieczorem jak obiecał zjawił się Krzysiek razem z Jackiem. Opowiadali o tym jak dobrali się do dupy tym typom przyznam szczerze, że mimo okoliczności dobrze i z ulgą mi się tego słuchało. Co najlepsze przyznali się do winy, ale droga do procesu jeszcze daleka pewnie kilka razy będziemy musieli stanąć oko w oko z nimi na sali sądowej. Byłem taki zaoferowany tą rozmową, że nie zauważyłem, że stan Karoliny się zmienia.
- Mikołaj - powiedział Nowak pokazując na wybudzającą się Rachwał.
Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W końcu mogłem usłyszeć jej głos którego bardzo mi brakowało. Popatrzeć w jej oczy najpiękniejsze na całej planecie. I podziwiać uśmiech, który zawsze poprawiał mi humor w najgorszych chwiliach.
- Jak się czujesz kochanie ? - powiedziałem niepewnie. Jednak ona była taka słaba, że tylko delikatnie kiwnęła głową, że wszystko dobrze. Po chwili na sali zjawił się lekarz i wykonano jej szereg badań. Zeszło to długo dlatego zostałem sam, bo koledzy musieli już się zbierać. Byłem taki szczęśliwy, że nie spałem całą noc tylko patrzyłem w nią jak w obrazek. Cały czas zastanawiałem się nad tym snem. Co on mógł oznaczać, ale nie ma co zaprzątać sobie głowy skoro wszystko jest dobrze i bedzie tylko lepiej.
Czekała mnie jeszcze jedna ważna rozmowa. Na korytarzu cały czas czekała teściowa chciałem ją przeprosić. Zrozumiałem, że i ona się martwi o Karolinę i , że to poniekąd też moja wina, bo nie zauważyłem, że moja żona zachowuje się jakoś inaczej.
- Miałeś rację to wszystko nasza wina, a w szczególności moja - mówiła zapłakana matka kiedy tylko się do niej przysiadłem.
- Przepraszam za swoje zachowanie nie powinienem tak naskakiwać na was - odparłem było mi głupio. Mimo wszystko czułem trochę do niej żalu, ale poprawiający się stan Karoliny wymazywał to wszystko.
- Przecież miałeś rację - obwiniała się.
- Mamo idź do niej wybudziła się - powiedziałem spokojnym tonem, ona popatrzyła na mnie czerwonymi od płaczu oczami, a po chwili staliśmy już w sali Karoliny.
- Przepraszam - mówiła i znowu wybuchła płaczem. Było to zarówno dla niej jak i dla Karoliny bardzo emocjonalne spotkanie dlatego postanowiłem dać im czas na rozmowę w cztery oczy nawet nie wiem o czym gadały.
Wiem, że wszyscy robią co mogą, aby znaleźć tych skurwys***w tylko czy zdążą ma czas. Minęło kilka dni oni tak naprawdę mogą być niewiadomo jak daleko stąd. Dlaczego ona mi o tym wszystkim nie powiedziała ? Modlę się tylko, żeby wyszła z tego z resztą sobie jakoś poradzimy. Spędzałem tak prawie całe dni nawet wziąłem wolne w pracy, żeby być przy niej. Codziennie przewijało się przez sale kilku kolegów z pracy. Wszyscy się martwili jednak nie to najważniejsze jej rodzice nawet nie pofatygowali się przyjść i jej odwiedzić ba nawet nie zebrali się, żeby zadzwonić. Przecież to wszystko ich wina, byłem u nich i mi nic nie powiedzieli chyba nigdy im tego nie wybaczę. Jednak pewnego dnia zjawili się, ale postanowiłem ich wcale nie szczędzić.
- Jak ona się czuje ? - usłyszałem głos teściowej.
- To wszystko przez was - powiedziałem coraz bardziej łamiącym się ze smutku głosem.
- O czym ty mówisz ? - zapytał oburzony ojciec Karoliny.
- Jakbyś cię się nie pakowali w kłopoty to ona była by zdrowa ! - mówiłem podniesionym tonem.
- Chyba się zapominasz - teść cały czas uparcie bronił swojej żony, która płakała.
- Ciekawe gdzie jest ta cała Ewka pewnie śpi gdzieś naćpana albo na spotkaniu tej pierdolo**j sekty siedzi - byłem taki wściekły, że miałem ochotę przywalić temu staremu osiołowi tak mnie denerwował.
- Nie ja nie mam zamiaru tego słuchać wychodzimy - odparł i napięcie ruszył od drzwi wyjściowych z sali.
- A idźcie w cholerę ! - krzyknąłem za nimi.
Usiadłem z powrotem przy jej łóżku złapałem za rękę i patrzyłem na nią taką bladą, podpiętą do tysiąca różnych kabelków. Miałem ochotę beczeć, ale jak się rozkleje to będzie tylko gorzej. Nie mogłem sobie na to wtedy pozwolić.
- Kocham cię wróć do nas proszę - nadal trzymałem ją za rękę i co chwila oddawałem na nią pocałunek.
Tego dnia miałem wrócić do pracy. Jeszcze przed nią postanowiłem pojechać do Karoliny zobaczyć czy wszystko w porządku i chwilę przy niej posiedzieć, poopowiadać o wszystkim. Z domu wyszłem około 07:00 udałem się do samochodu i pojechałem do szpitala. Przywitałem się z pielęgniarkami, które już znały mnie po imieniu po czym skierowałem się do sali Karoliny.
- Cześć kochanie - wyszeptałem i jak zawsze złapałem ją za rękę ,bo na tylko tyle mogę sobie jak narazie pozwolić.
Była już prawie 08:00 więc musiałem się zbierać, bo komendantka znowu będzie miała pretensje. Wtedy zaczęło się dziać coś dziwnego. Wszystkie komputerki zaczęły piszczeć na sali zrobiło się tłoczno, a ja spanikowany i zszokowany zostałem wyproszony na korytarz. Stałem przed tą szybą i gapiłem się jak oni ją ratują. Dotarło do mnie, że ona może umrzeć. Wtedy też spełniły się moje najczarniejsze scenariusze. Ona odeszła ode mnie...
Obudziłem się z krzykiem przerażonym wzrokiem popatrzyłem na Karolinę. Ten sen był taki realny, że nie mogłem długo dojść do siebie. Wydawało mi się, że to stało się naprawdę, że ona umarła. Wtedy zadzwonił mój telefon- dzwonił Krzysiek.
- Dopadliśmy tych gnoi - powiedział uradowany.
- Już się bałem, że ich nigdy nie znajdziecie - była to jedna z najlepszych informacji tego dnia, a czekała mnie jeszcze lepsza.
- Muszę kończyć. Wpadnie do was po robocie - rozłączył się, a ja w trochę lepszym nastroju dalej czuwałem przy jej łóżku.
- Kochanie złapali ich nie musisz się już bać. Słyszysz ? - mówiłem szeptem tak jakbym chciał, żeby nikt tego nie usłyszał tylko ona. W sumie nawet nie wiem czemu tak zrobiłem.
Wieczorem jak obiecał zjawił się Krzysiek razem z Jackiem. Opowiadali o tym jak dobrali się do dupy tym typom przyznam szczerze, że mimo okoliczności dobrze i z ulgą mi się tego słuchało. Co najlepsze przyznali się do winy, ale droga do procesu jeszcze daleka pewnie kilka razy będziemy musieli stanąć oko w oko z nimi na sali sądowej. Byłem taki zaoferowany tą rozmową, że nie zauważyłem, że stan Karoliny się zmienia.
- Mikołaj - powiedział Nowak pokazując na wybudzającą się Rachwał.
Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W końcu mogłem usłyszeć jej głos którego bardzo mi brakowało. Popatrzeć w jej oczy najpiękniejsze na całej planecie. I podziwiać uśmiech, który zawsze poprawiał mi humor w najgorszych chwiliach.
- Jak się czujesz kochanie ? - powiedziałem niepewnie. Jednak ona była taka słaba, że tylko delikatnie kiwnęła głową, że wszystko dobrze. Po chwili na sali zjawił się lekarz i wykonano jej szereg badań. Zeszło to długo dlatego zostałem sam, bo koledzy musieli już się zbierać. Byłem taki szczęśliwy, że nie spałem całą noc tylko patrzyłem w nią jak w obrazek. Cały czas zastanawiałem się nad tym snem. Co on mógł oznaczać, ale nie ma co zaprzątać sobie głowy skoro wszystko jest dobrze i bedzie tylko lepiej.
Czekała mnie jeszcze jedna ważna rozmowa. Na korytarzu cały czas czekała teściowa chciałem ją przeprosić. Zrozumiałem, że i ona się martwi o Karolinę i , że to poniekąd też moja wina, bo nie zauważyłem, że moja żona zachowuje się jakoś inaczej.
- Miałeś rację to wszystko nasza wina, a w szczególności moja - mówiła zapłakana matka kiedy tylko się do niej przysiadłem.
- Przepraszam za swoje zachowanie nie powinienem tak naskakiwać na was - odparłem było mi głupio. Mimo wszystko czułem trochę do niej żalu, ale poprawiający się stan Karoliny wymazywał to wszystko.
- Przecież miałeś rację - obwiniała się.
- Mamo idź do niej wybudziła się - powiedziałem spokojnym tonem, ona popatrzyła na mnie czerwonymi od płaczu oczami, a po chwili staliśmy już w sali Karoliny.
- Przepraszam - mówiła i znowu wybuchła płaczem. Było to zarówno dla niej jak i dla Karoliny bardzo emocjonalne spotkanie dlatego postanowiłem dać im czas na rozmowę w cztery oczy nawet nie wiem o czym gadały.
Następnego dnia przyjechałem do Karoliny od momentu tej rozmowy nie widziałem się z rodzicami mojej żony. Poszłem w kierunku jej sali miałem nadzieje, że dzisiaj się czuje lepiej. Bolało mnie to, że nie mogłem jej pomóc czułem się taki bezsilny, nie mogłem znieść smutku, który malował się na jej twarzy chciałem znów zobaczyć ten uśmiech, śmiech który tak kochałem, ale nie mogłem przez tych bydlaków mogłem tylko patrzeć jak cierpi. Akurat dochodziłem już do jej sali nacisnąłem klamkę i wszedłem do sali . Leżałam tam ona, nie spała, była odwrócona w stronę okna. Podeszłem, usiadłem na krześle i pogłaskałem ją po jej blond włosach ona na mój dotyk się odwróciła. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech .
- Cieszę się , że jesteś tutaj bałam się wtedy tak bardzo się bałam przerażało mnie to, że moge was wiecej nie zobaczyć ciebie i mojego synka, a on jest taki malutki.
- Kotek nie moge sobie wybaczyć, że nie dotrzymałem słowa, nie obroniłem cię , pozwoliłem żeby kobieta, która jest całym moim swiatem została skrzywdzona - czułem potworny ból w środku .
- To nie twoja wina Mikołaj, nie twoja - wyciągneła do mnie rękę wtedy zobaczyłem straszne ślady i siniaki na jej ręcę.
- Co to jest, kto ci to zrobił ? zapytałem.
- Mikołaj nie proszę , nie mogę - nie mogłam mu powiedzieć, nie mogłam go skrzywdzić nie chciałam, żeby przezemnie też cierpiał gdybym mu powiedziała .
- Okej nie będę naciskał, ale wiesz, że zawsze bedę przy tobie .Kocham cię -przytuliłem ja mocno.
- Ja ciebie też - szepnełam mu do ucha.
Super opowiadanie czekam na kolejne
OdpowiedzUsuńCześć, niedawno trafiłem na Waszego bloga i muszę przyznać, że jest zayebisty <3 Kiedy kolejne opko?
OdpowiedzUsuńDziękujemy i mam nadzieje ze będziesz częściej nas odwiedzał zapraszamy też na nasze osobne blogi które prowadzimy same .
UsuńEhh ta autokorekta... Miało być "trafiłam" :D
UsuńA co do innych blogów to oczywiście też czytam
No to bardzo nam nuko z tego powodu ❤️
Usuń